Broniąc się, uderza męża w głowę. Jest przekonana, że go zabiła. Ucieka z domu wraz ze swoją matką, Teresą. której nadaje imię Inocencia. Teresa podejmuje decyzję, by zostawić
Nie nadaję się na męża stanu w ogóle. Beznadziejny byłby ze mnie prezydent albo premier. Kiedy nadchodzą takie wieści, jak z piątku, z Paryża, to zamiast walnąć ręką w stół i krzyknąć „Bez litości odpowiemy na tę zbrodnię, nie ugniemy się, aż wszyscy zginiecie!”, ja mam natychmiast taki odruch, że raczej siadłbym z ofiarami i płakał…
W treści utworu dostrzec można ten wymiar poezji, który jest najbardziej trapiącym. Poezja – przekleństwo. Z założenia poezja jest tu zła. Jest źródłem nieszczęścia, bo przecież nie przeklina się w dobrej intencji Poezja staje się wyrokiem. Karą śmierci, a przynajmniej dożywociem w straszliwym cierpieniu.
Nie nadaję się na matkę. Ta myśl towarzyszy mi ostatnio często. Zawsze wtedy gdy zalewa mnie fala frustracji po wylanym przez Hankę soku. Zawsze wtedy gdy po raz kolejny podnoszę głos albo, powiedzmy sobie szczerze – drę ryja jak opętana. Zawsze wtedy gdy daję dziecku karę bo nie mogę doprosić się raz, piąty i dziesiąty, żeby coś zrobiła. Zawsze wtedy gdy na odpieprz mówię „włącz sobie bajki”. Zawsze wtedy gdy syczę przez zęby „zaraz mnie szlag jasny trafi!”. Zawsze wtedy gdy wyję, że już nie chcę być mamą, nie dam rady. Nie nadaję się na matkę. Zawsze wtedy gdy nie chce mi się po raz kolejny tej nocy wstać do płaczącego dziecka. Zawsze wtedy gdy po raz kolejny nie mam siły podnieść uczepionego nogawki niemowlaka. Zawsze wtedy gdy myślę „Co znowu?” przy donośnym „Mamamamama!”. Zawsze wtedy gdy zastanawiam się, po co mi to było? Po co mi to całe macierzyństwo? Po co mi nieprzespane noce, choroby i wieczny foch trzy i pół latki? Zawsze wtedy gdy wiem, że popełniam błędy, których nie chciałam nigdy popełnić. Zawsze kiedy krzyczę w myślach, żeby wszyscy dali mi święty spokój. A czasami na głos. I wtedy przychodzi starsza. Kładzie głowę na kolanach i teatralnym szeptem mówi „Jesteś najlepszą mamunią na świecie”. A potem młodsza robi pierwszy krok. I dziesięć kolejnych, pędząc do mnie na złamanie karku. A kiedy krzyknę, zanosi się śmiechem, rozwalając mój system na łopatki, gasząc całą złość. Wyciąga ręce, gdy jestem w pobliżu i uśmiecha się najszerzej, gdy wychodzę z toalety. Albo starsza na przykład, zapytana kto ma jej towarzyszyć przy pobraniu krwi, mówi „Mamusia. Jasne, że ona!”. I wtedy odbieram Hanisławę z przedszkola. Uśmiecham się szeroko, jak po tygodniowym rozstaniu. Pytam jak minął dzień i czy obiad był smaczny. I o Kacpra też pytam, przyszłego męża pierworodnej. Śpiewamy piosenkę, której mnie nauczyła, ćwiczymy wierszyk przed ważnym dniem. Idziemy za rękę, skaczemy przez kałuże. Moczymy buty i stwierdzamy, że to nic takiego. Że to wszystko jest nieważne. Klaskam najgłośniej na przedstawieniu i płaczę ze wzruszenia. Nagrywam drżącą ręką by wszystkim się pochwalić, nawet wtedy gdy są niespecjalnie zainteresowani. Siedzę w kiblu i oglądam zdjęcia dzieci. Albo wieczorem, gdy już dawno śpią – tęsknię. Tęsknię za chwilami sam na sam ze starszakiem, wyrywam je z zapracowanej codzienności. Mówię, że nic się nie stało gdy ulubiony kubek poszedł w drobny mak. I gdy patrzy na mnie z przerażeniem bo uderzyła niechcący młodszą siostrę. Żądam buziaka, najlepszej karty przetargowej. I wbijam brodę tam, gdzie łaskotki mają swoje epicentrum. I wtedy przychodzi wieczór. Wtapiam nos w świeżo umyte włosy, lulam młodsze do snu. Trochę oszukuję, dając całusa Hance i obiecując, że jak zaśnie to przyjdę dać kolejnego. Chociaż nie. Zawsze wracam. Siadam przy łóżku, liczę oddechy. Zachwycam się gładkością policzków, całuję duży palec u stopy. Przykrywam nagie stópki, wyciągam zagubiony smoczek. Myję butelkę na nocny przydział racji żywieniowej, odliczam sześć miarek mleka. Zaglądam do jednej i kładę się do łóżka po to, by za chwilę wstać. Przecież nie zajrzałam do drugiej. Nie zasnę. I po całym dniu frustracji i zmęczenia, kiedy jedyną opcją jest wystrzelenie się w kosmos myślę, że ja to jednak lubię. To całe macierzyństwo. Ze wszystkimi wzlotami i upadkami. Z każdą nieprzespaną nocą i kręgosłupem w stanie agonalnym. Z wartą przy szpitalnym łóżku i dziecięcym gilem wtartym w ramię. Z każdym fochem, buntem i groźbą kary. Tylko ryja trzeba mniej drzeć i olać wszystkie rozlane soki. Tylko spokój nas uratuje. Ewentualnie wino. SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BIERZCIE I JEDZCIE Z TEGO WSZYSCY. MOŻESZ ZATEM: Polubić lub/i zostawić komentarz tutaj lub na Fejsiku Nieidealnej. Polubić nasz profil na Facebooku. Zajrzeć do nas na Instagram. Puścić artykuł dalej w świat. * zdjęcie z serwisu matka-nie-idealna Matka Nieidealna. Pisząca z dystansem do macierzyństwa i nutką autoironii. Wszystko co przeczytasz na blogu pisane jest z małym przymrużeniem oka.
Cayetana przygotowuje się do pójścia do opery z królową. Lolita przestrzega Celię przed zakusami mężczyzn na kobiece wdzięki. Kiedy i gdzie oglądać 244. odcinek AKACJOWEJ 38?
Jeden z dziesięciu to kultowy program emitowany przez Telewizję Polską. Teleturniej, w którym uczestnicy odpowiadają na pytania z różnych dziedzin, jest na ekranach już 26 lat. Prowadzący - Tadeusz Sznuk, dzięki klasie i inteligencji zaskarbił sobie rzeszę fanów i miano legendy prowadzony przez Sznuka teleturniej jest jednym z najbardziej wymagających. Pytania zadawane uczestnikom są z różnych dziedzin, a na odpowiedź ma się zaledwie kilka sekund. Przez stres wiele osób udziela złych odpowiedzi, a niektóre z nich stały się znanymi żartami."Jeden z dziesięciu" - wpadka na wizjiW jednym ostatnich odcinków również padł zabawny tekst. Pytanie nie należało do najłatwiejszych, a ma potencjał na zostanie internetowym także: WPADKA ➫ Jeden z dziesięciu - Jak nazywa się element architektoniczny składający się z dwóch podpór?Jak nazywa się element architektoniczny składający się z dwóch podpór? - brzmiało odpowiedział na nie... "pomidor". Kiedy zorientował się, co powiedział, wybuchnął śmiechem. Swojego występu na pewno nie zapomni, a nawet jeśli to internet zawsze mu o tym jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze Pani Anielo, może jednak o tipsach? Po pierwsze, nie dokończyła Pani pytania, co dużo zmienia. Po drugie, uczestnik wiedział co powiedział, mimo tego, że nie znał odpowiedzi. A Pani nie wie co pisze. jaaaa ale się usmiałem matko nie zapomne mu tego 🤣🤣🤣🤣Uwielbiam ten program,oglądam od lat,pomimo,że w tego Kaczyński chyba nie zmieni?Chyba,że nie lubi...UpssCo tu komentować....widać że wszyscy uczestnicy komentarzy to wielcy znawcy wszystkiego i niczego. Zajmijcie się jakąś pracą....jesteście śmieszniTo była odpowiedź na pytanie,którego Pan Sznuk jeszcze nie zadał..... hehehe :-) to z takiego filmu :-)Pani Siwek również internet nie zapomni. Droga Pani, może lepiej zabrać się za jakas inną pracę? Bardzo niemiło odbiera się uczestników, którzy mówią „oddaję pytanie”. To trochę takie zastraszanie: nie ruszaj mnie więcej, tylko spróbuj jeszcze raz mnie wyznaczyć, inni też niech się mają na baczności... I tym sposobem ślizgają się do niezwykle wykształcona twórczyni tego artykułu zdaje sobie sprawę, że pomidor się mówi żartobliwie jak się czegoś nie wie?Artykulik napisała "młoda, wykształcona, z dużej metropolii". Co za obciach. W dalszej części programu ten Pan powtórzył ten "manewr". Wygląda na to, że dziewczę nawet nie oglądało programu. Ale jaki portal, taka dostała na imię Aniela, bo anioły to istoty bezcielesne!To żadna wpadka ! Celowo to powiedział. Nie znał odpowiedzi, to powiedział "pomidor". To dawna gra popularna wśród dzieci i nie tylko. Gość z poczuciem humoru bynajmniej. Pan Tadeusz to człowiek godny podziwu. Wielkie ukłony. Życzę duzo zdrowia:)Pani która to napisała chyba jest zbyt młoda aby pamiętać kultową grę "POMIDOR"................... zastanowić się, jakie cechy powinien mieć prezydent w tym kraju, to przed oczami mam właśnie Pana Tadeusza Sznuka. Klasa z charakterem. Serdecznie Pana Pozdrawiam, Panie Tadeuszu.
Jak dmie to dmie, aż iskrzy się, Odpocząć nie pozwala. Ach, stój! Ach, stój, zastanów się! Koniecznie muszę męża mieć! Niech będzie, że górnika. On w pracy długi świder ma I przodka nie unika. Ach, stój! Ach, stój, zastanów się! Koniecznie muszę męża mieć! Jakiegoś kucharczyka. Bo ten od pieprzu tłuczek ma
Skoro tutaj jesteś, to coś Ci musiało zaświtać w głowie, że ten Twój Pan Idealny to czasami w kulki leci ;-) Spokojnie, każdy facet czasami przegina z tą swoją "pracowitością" jednak nasza w tym rola, aby to ukrócić, albo chociaż wyłapać ;) Wiesz, nie oszukujmy się - każdy ma prawo mieć gorszy dzień, i On też. Ale te momenty, o których będzie ten test znasz doskonale - i to może bywa czasami mega męczące i frustrujące, ale jakby nie patrzeć - gdy spojrzymy na to z tej komicznej strony, to można się z nich nieźle uśmiać :-D Test jest tylko dla tych, który potrafią się bawić i rozumieją tego typu konwencję. Którzy również potrafią przymrużyć oko;-) Nie przyjmuję zażaleń - reklamacje w grę nie wchodzą. Bawimy się do końca albo wcale :P Kliknij na NASTĘPNY i przejdź do testu! A później koniecznie podziel się ze mną swoim wynikiem :-) CIAO! - Magda // O autorze szczesliva ■ Mama, po uszy zakochana w mężu Żona, Kobieta z krwi i kości, Estetka jakich mało, dawny podróżniczy Krwiopijca. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne niedawno doszło do wniosku, że tradycyjne wzorce męskości mają bardzo szkodliwy wpływ na zdrowie psychiczne mężczyzn i rozwój chłopców: „wykazano, że tradycyjna ideologia męskości ogranicza rozwój psychiczny mężczyzn, ogranicza ich zachowanie, powoduje konflikt roli płci oraz negatywnie wpływa na zdrowie psychiczne i zdrowie Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić Ten się nadaje na męża!. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt). Tytuł oryginalny That Marriageable Man! Data wydania 1999-01-01 Autor Barbara Boswell Liczba stron 153 strony Czas czytania 2 godziny i 33 minuty Język polski Tłumaczenie Krystyna Kozubal Wydawca Harlequin ISBN 8371493967 Ocena Kategoria Literatura Obyczajowa, Romans Zarys książki pt. "Ten się nadaje na męża!" autorstwa Barbara Boswell On nie chce się żenić? Holly nie chciała wyjść za mąż za niewłaściwego mężczyznę, dlatego dość długo była sama. Kiedy poznała Rafe'a, zrozumiała, że całe życie czekała na tego właśnie człowieka. Nie tylko go kochała; także szanowała, podziwiała i ufała mu bezgranicznie. Lecz on wcale nie myślał o trwałym związku. holly postanowiła zatem przestać być jego kochanką. Czy książka "Ten się nadaje na męża!" jest dostępna na chomikuj? To pytanie jest zadawane przez setki ludzi każdego wieczora. Nie warto tracić czas na poszukiwanie pirackich źródeł, krzywdząc przy tym prawo autorskie, które jest bardzo istotne dla każdego pisarza. Wspieraj legalną kulturę, korzystając z serwisów tj. Amazon, Empik oraz Gandalf. Księżkę Ten się nadaje na męża! prawdopodobnie można tam kupić lub przeczytać bez limitów i wielkich opłat. Oryginalny tytuł (nazwa międzynarodowa) ksiązki to That Marriageable Man!. Została wydana w roku 1999. Natomiast dokładną premierę miała w 1999-01-01 Co więcej, książka Ten się nadaje na męża! wpisuje się w gatunek Literatura Obyczajowa, Romans. Książka liczy dokładnie 153 strony, co przekłada się średnio na 2 godziny i 33 minuty czytania, zakładając, że przeczytanie jednej strony zajmie Ci minutę. Książka ukazał się dzięki wydawnictwu Harlequin. Zgłoś naruszenie praw autorskich Klejnot Indii Anusha Laurens, córka hinduskiej księżniczki i angielskiego arystokraty, wychowuje się na dworze wuja w Radżasthanie. Kiedy jej ojciec, sir George, dowiaduje się o niepokojach w prowincji, wysyła swojego zaufanego człowieka, Nicholasa, aby bezpiecznie przywiózł córkę... Przejdź do książki Queen Sized She’s a curvy, royal beauty. I’m a savage, commoner no King, but I’ve got a big staff and a thick crown - all for her, and fit for a the Captain of the... Przejdź do książki Gorąca przyjaźń Jules Brogan, robiąca karierę projektantka wnętrz, nie narzeka na brak zleceń. Kiedy więc przyjaciel z dzieciństwa Noah Lockwood proponuje jej współpracę przy projekcie dla ekscentrycznej bostońskiej milionerki, początkowo mu odmawia. Po pierwsze, Noah już raz... Przejdź do książki Gdzie ożywają legendy Lysandros Demetriou, przystojny magnat przemysłu stoczniowego, jest obiektem pożądania wielu kobiet. Choć z wieloma się spotyka, z żadną nie wchodzi w głębsze relacje. Tragiczne przeżycia z przeszłości nie pozwalają mu otworzyć serca na miłość. Jednak... Przejdź do książki Biznesmen i sekretarka Włoski miliarder, Riccardo Castellari, zatrudnił Angie Paterson jako osobistą sekretarkę. Wydawała się odpowiedzialna, pracowita i zupełnie nieciekawa. I to mu odpowiadało. Pewnego dnia Riccardo ofiarowuje jej na firmowe przyjęcie piękną sukienkę od słynnego projektanta. Tego... Przejdź do książki Pocałunek na pożegnanie Daj się porwać fenomenalnej opowieści, która dzieje się jednocześnie w obecnych czasach i ponad 50 lat temu. Fundamentem mostu łączącego obie rzeczywistości jest niezachwiana potęga 1961. Dziennikarka Rosamund Bailey czuje się spełniona zawodowo. Brakuje... Przejdź do książki Kłopotliwy dług księżnej Księżna Isabella Di Cassilis ma jasno określony cel. Po zmarłym mężu odziedziczyła ogromne długi i gotowa jest zrobić wszystko, byle tylko nie trafić za kraty więzienia dla dłużników. Dlatego postanawia poślubić jednego ze skazanych na... Przejdź do książki Zabierz mnie do Nowego Jorku Nowojorczyk Stavros Xenakis podejmuje wyzwanie, że wytrzyma dwa tygodnie bez pieniędzy na wyspie w Grecji. Poznaje tam piękną Greczynkę Calli i wpada na pomysł, by przy jej pomocy zrealizować własne cele – jeśli się ożeni,... Przejdź do książki Lilah/Suzanna Cztery siostry Calhoun walczą o zachowanie starej, malowniczo położonej, rodzinnej rezydencji. Niespodziewanie poznają legendę o niespełnionej miłości ich prababci i ukrytych szmaragdach...Romantyczna i zmysłowa Lilah ratuje z fal oceanu rannego mężczyznę. Na szczęście Max Quartermain... Przejdź do książki Killer ShooterI ran away when I was fifteen and never looked back. I built a new life: good friends, wild adventures, and an endless parade of gorgeous women. But then I got a call that changed... Przejdź do książki Przekroczyć rzekę Gdzieś tam wśród drzew jest mój dom, moje dzieciństwo, moje wspomnienia. A ja mam coraz mniej odwagi…Osierocona Julia Zarzewska niewiele pamięta ze swego dzieciństwa. W głębi ducha wciąż nie może się pogodzić z tym, że... Przejdź do książki Slick People float in and out of our lives and sometimes, when you least expect it one person changes Ashby was abandoned in an East Coast boarding school, merely existing, never truly feeling loved. Before... Przejdź do książki

Odtąd to przezwisko do niego przylgnęło i zawsze już był nazywany Drozdobrodym. Król był oburzony na zachowanie córki wobec zalotników i pod wpływem złości oświadczył, że wyda ją za mąż za pierwszego lepszego żebraka, który pojawi się przed pałacem. Jakiś czas później istotnie pojawił się przed drzwiami pałacu żebrak.

21 lip 20 17:40 Ten tekst przeczytasz w 14 minut W pozwie napisał, że zapomniałam odebrać sukni ślubnej z pralni i jestem feministką, więc nie nadaję się na żonę – tak mój mąż prosił sąd metropolitalny, by stwierdził nieważność naszego małżeństwa. I rzeczywiście, Kościół ją stwierdził, ale z winy… mojego męża i teściowej – wspomina Anita. Foto: Shutterstock "Rozwód kościelny" to błędne określenie. W kościele katolickim istnieje tylko stwierdzenie, że ślub był nieważnie zawarty *To był jeden z najchętniej czytanych przez Was materiałów w 2020 r. Ślub postanowiła unieważnić teściowa, to ona namówiła męża. „Katolicy z dziada pradziada, jak się chwalicie, a ślub kościelny unieważniacie?!” – roześmiałam się. Wkrótce w skrzynce znalazłam awizo Sąd metropolitalny pytał mnie, czy zgadzam się, że moje małżeństwo „zostało nieważnie zawarte, bo z przyczyn natury psychicznej nie mogłam podjąć obowiązków żony”! – myślałam, że oszaleję. Czułam się, jak bohater „Procesu” Kafki Stary ksiądz wysłuchał mojej historii. „Nie martw się dziecko. Dla ciebie lepiej, że się rozstaniecie. Takie związki to gehenna dla kobiet. Wiele już się podobnych historii od kobiet w tym pokoju nasłuchałem”. Byłam w szoku. Kościół z patriarchalnego zmienia się w feministyczny?! Odpowiadałam chyba na sto pytań. O to, jak długo znaliśmy się przed ślubem, o to, czy Wojtek w seksie mnie do czegoś przymuszał, w jakich okolicznościach odbyły się oświadczyny, czy zgodziłam się szczerze, czy głupio mi było odmówić, czy mieliśmy okazję do wyjazdów, na których mogłam zobaczyć, jak mąż zachowuje się w warunkach innych, niż codzienne, jak często widywał się ze swoją mamą, czy zauważyłam, żeby miał skłonności do alkoholu i hazardu Fragment wyroku brzmiał: „Sąd przesłuchał strony oraz świadków. Zasięgnięto opinii biegłego sądowego psychologa. Wyrokiem z dnia (…) została udowodniona nieważność tego małżeństwa z tytułu: niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej (kan. 095 n. 3 KPK)” Ta miłość to był piorun sycylijski – kliknęło od pierwszego wejrzenia. Dosłownie kliknęło, bo poznali się na przez internet. Tinder czy Sympatia? Tę kwestię utajniamy, na prośbę bohaterki tego tekstu. Ślub wzięli po roku znajomości. Gdyby przeczytali „Psychologię miłości” Wojciszki, wiedzieliby, że to była jeszcze faza ostrego pożądania i strzałów hormonów, które zalały mózg jak amfa i morfina razem wzięte. Generalnie wzięli ślub na totalnym haju. A potem przyszła proza życia. "Hallelujah", "Ave Maria" i Golec uOrkiestra Anita i Wojtek (imiona również zmienione) dobrali się na zasadzie kontrastu. On introwertyk, ona – artystka, skrzypaczka. Ślub wzięli w górskiej kaplicy – skromny – tylko ksiądz, rodzice, świadkowie i 20 znajomych. Za to oprawa była z rozmachem, no i też romantyczna – grali koledzy Anity z orkiestry, dogadali się też z muzykami z góralskiej kapeli. Była więc i klasyka – "Ave Maria" Schuberta, marsz Mendelsohna, ale i „Hallelujah” Cohena, „Ściernisko” Golec uOrkiestra, „Prawy do lewego” Kayah i Bregovića. Tydzień po weselu wystartowali z krakowskich Balic w podróż poślubną. Wylądowali w Lizbonie. Klimaty jak z filmów Wendersa, skrzypiące tramwaje, spacer nadbrzeżem, zapach portowego miasta. Magia. Przerwana pierwszym zgrzytem. Ona chciała siedzieć w tawernie i gapić się na lokalsów, a on zwiedzać z przewodnikiem Pascala w ręce. Drugi zgrzyt – telefony od mamy. Jego, nie jej. – Teściowa zadzwoniła, gdy jeszcze ich noga nie postała na płycie lotniska. Dosłownie – schodziliśmy po schodkach z samolotu. Pytała mojego męża, czy nie przewiała go klimatyzacja. Kocham Cię, chcę mieć z Tobą dom i dziecko To, że jej facet jest uzależniony od mamy, były widać już na starcie. Zaślepiona miłością, a raczej seksem, przegapiała sygnały hurtowo. – Po pierwszej randce Wojtek napisał mi e-maila: „Kocham Cię. Chcę mieć z Tobą dom i dziecko”. Potraktowałam to jako komplement, zresztą faceci dotąd szybko dawali mi znać, że wiążą ze mną plany na długo, więc się nie zaniepokoiłam, że chłopak nadaje za szybkie tempo – opowiada Anita. – Napisał też, że zbuduje dom – bliźniak. Druga połówka miała być dla jego mamy, bo będzie musiał się nią kiedyś zaopiekować na starość. Mama Wojtka była wtedy singielką po "50", więc sprawa wydawała mi się odległa. I wydawało mi się też urocze, że facet jest taki rodzinny – wspomina Anita. Na ślubie kolejny zgrzyt – teściowa składa Anicie życzenia chwilę po wyjściu z kościoła. Brzmią tak: „Co ja teraz zrobię bez swojego Wojtusia?!” . – Uznałam, że to przegięcie, pożaliłam się potem mamie, ale powiedziała, żebym była wyrozumiała dla teściowej, jest samotna, a Wojtek jest jedynakiem, więc nic dziwnego, że są zżyci – opowiada Anita. Dzień po ślubie teściowa pierwszy raz „mdleje” w centrum Krakowa. – „Mama dzwoniła, prosiła, żebym przyjechał zmierzyć jej ciśnienie. Zasłabła pod Sukiennicami. Musiała usiąść na chodniku, nie doszła do ławki” – mówił mi mąż. Byłam przerażona. „O Boże, nikt nie wezwał pogotowia?! Siedzi na ulicy?!” – krzyknęłam. Ale Wojtek powiedział, że już jest w domu – doszła do samochodu, wsiadła i przejechała ponad 100 km – mieszka pod Krakowem. Wkurzyłam się, palnęłam: „Niepotrzebnie cię straszy. Skoro dojechała sama, to nic jej nie jest”, za chwilę tego pożałowałam, bo mąż spojrzał na mnie, jakbym chciała zabić mu matkę. Zganiłam się w myślach za nietakt i cynizm – mówi. Teściowa chciała jechać z nami na urlop Co wiedziała o mężu przed ślubem? Niewiele. Że jest inżynierem (zawód zmieniony na prośbę bohaterki tekstu - red.). I że pochodzi z inteligenckiej, katolickiej rodziny. – Ja też z takiej pochodzę, tylko że nie podkreślam tego jak Wojtek, który ze trzy razy wtrącał w jakiejś rozmowie, że „moja rodzina jest katolicka z dziada pradziada”. Czwarty zgrzyt. Pół roku po ślubie mieli spędzić pierwszy wspólny urlop od czasu podróży poślubnej, ale ta była tylko przedłużonym weekendem, bo nie mogli zgrać grafików w pracy. – Mój mąż oznajmił, że jego mama chce pojechać z nami. W pierwszej chwili myślałam, że to żart. Mąż mówił, że też wolałby być sam ze mną, ale że mama nie ma z kim jechać, jej koleżanki już wykorzystały urlopy, no i że jego mama „mówiła, że chce poznać lepiej swoją synową”. Postawiłam się wtedy i pojechaliśmy sami. Tylko że przez cały pobyt nad morzem na ekranie komórki Wojtka parę razy dziennie pulsowały czerwone serduszka – znak, że dzwoni jego mama – mówi Anita. Pojechali do Juraty. Wojtek mówił, że zna tam supermiejscówkę, klimatyczny pensjonat. Anita oponuje, uważa, że to miejsce dla podstarzałych lowelasów w kabrioletach, którym dają się wyrywać dziewczyny z nadmuchanymi ustami i nadmuchanym biustem. „To wspaniały przedwojenny kurort!” – przekonuje teściowa. Anita żartuje, że wojna dawno się skończyła, ale ani Wojtek, ani teściowa nie kupują jej żartu. Pierwszy dzień w Juracie. – Otworzyła nam drzwi właścicielka pensjonatu i powitała nas mniej więcej takimi słowami: „Witam, panie Wojtku! Przygotowałam panu ten sam apartament co zwykle, najlepszy! W to lato z dziewczyną, już nie z mamą?”. Myślałam, że padnę. Okazało się, że mój mąż spędzał tu każde wakacje razem z mamą. Od ponad 10 lat. W nocy nie mogłam zasnąć, sprawdzałam, czy „małżeńskie” łóżko to po prostu jedno wielkie, czy może dwa zsunięte. Okazało się, że dwa. Zastanawiałam się, czy były rozsunięte, gdy przyjeżdżał tu z mamą. Pierwszej nocy nie było seksu. Mąż spał wtulony się we mnie. I nie byłam pewna, czy on przytulał się bardziej jak niemowlak do mamy, czy jak do kochanki. Przypomniał mi się obraz Fridy Kahlo, jak karmiła piersią własnego męża miniaturowych rozmiarów. W czasie tego wyjazdu, a trwał dwa tygodnie, kochaliśmy się tylko 2 razy. Nie wiem, czy to ja wysyłałam takie odstręczające sygnały, czy może mąż w miejscu, gdzie tyle czasu spędzał z mamą, poczuł się aseksualnie. Tak czy siak, wtedy jeszcze nie wiedziałam, ale to był początek końca mojego małżeństwa. Rozwód cywilny nie wystarczył, mąż chciał unieważnić ślub kościelny Po powrocie do Krakowa zaczęły się kłótnie. Poleciała cała seria. O wszystko. Mąż zaczął drażnić Anitę wszystkim, tak jak i teściowa. Zaczęła mieć na męża i jego mamę alergię. A oni na nią. – Nie miałam pojęcia, że dom mojego męża był nie tylko inteligencki i katolicki, ale i totalnie patriarchalny. W pierwszą rocznicę ślubu usłyszałam od Wojtka coś w stylu: „Mam żonę, a życie mi się nie zmieniło. Wciąż sam sobie sprzątam, piorę, prasuję i robię herbatę”. Zaczęłam krzyczeć, że jest pie*dolonym patriarchalnym du*kiem. Wrzeszczałam: „Jestem twoją żoną! Ale nigdy nie będę matką ani służącą! Znasz moją definicję żony? To najlepszy przyjaciel i kochanka w jednym. Przyjaciel, który skoczy za tobą w ogień i namiętna kochanka, ale taka, która nie rzuci cię, gdy zostaniesz impotentem. Choć tym drugiem to już się właściwie stajesz!”. Wojtka zamurowało. Wyszeptał, powstrzymując płacz: „Nie szukam przyjaciela ani kochanki. Chciałem mieć żonę! Nawet mama mówi, że ty nie masz instynktu kobiecego”. Wojtek żali się mamie, że z Anitą ciągle się kłócą. A ta pociesza go: „Nie martw się, znajdziemy ci nową żonę”. – Powtórzył mi to, potem przeprosił, powiedział, że miał nadzieję, że mną wstrząśnie, i że zrozumiem, że on też cierpi. Nawet próbowałam, ale nie na wiele to się zdało. Nasz kryzys był już dramatyczny – wspomina Anita. „Unieważnię z tobą ten cholerny ślub kościelny, po ch*j go w ogóle brałem. Nie wiem, czy w ogóle są przesłanki do unieważnienia ślubu kościelnego, bo seks mieliśmy, małżeństwo zostało skonsumowane. I nie ukryłaś przede mną schizofrenii, alkoholizmu ani bezpłodności... Ale mama mnie pociesza, że wszystko można załatwić. Znalazła przez internet prawnika, który powiedział, że za 10-20 tys. podejmie się sprawy, i że powinna być prosta. Pochwalił się, że dzięki niemu jeden klient miał uznane za nieważne już dwa małżeństwa, ma trzecią żonę – wreszcie udaną” – Wojtek podekscytowany opowiadał Anicie o swoich, a bardziej jego mamy, planach. – Katolicy z dziada pradziada, a ślub chcecie unieważnić?! – roześmiałam się. Ale Wojtek tylko wzruszył ramionami. Katolik nie katolik, to nie ma nic do rzeczy. A zresztą ty i tak nie chodzisz do kościoła w niedzielę, Wielkanoc i Boże Narodzenie to twoje dwa wyjścia w roku, więc co cię to obchodzi – powiedział mi mąż – opowiada Anita. W ciągu najbliższych tygodni Anita w skrzynce znalazła awizo. – Sąd metropolitalny pytał, czy zgadzam się, że moje małżeństwo „zostało nieważnie zawarte, bo z przyczyn natury psychicznej nie mogłam podjąć obowiązków żony”! – myślałam, że oszaleję. Czytałam jakiś paranoiczny „akt oskarżenia”, czułam się, jak bohater „Procesu” Kafki. Stary ksiądz okazał się feministą Na Messengerze Anita wysłała zrzut tego pisma kościelnego niemal do trzech koleżanek. Ewa, najbliższa przyjaciółka nie wyświetliła. – Wytrzymałam dwie minuty i zadzwoniłam, wykrzyczałam jej te rewelacje. Spotkałyśmy się natychmiast w Caffe Nero pod moim domem, przeszukiwałyśmy internet, żeby przeczytać co się da o rozwodach kościelnych. Okazało się, że to nie żaden „rozwód”, bo w Kościele katolickim, inaczej niż w protestanckim, rozwodów nie ma. Są tylko „stwierdzenia nieważności”, czyli ustalenie, że małżeństwo było nieważne w momencie zawierania – wspomina. Dlatego w procesie chodzi tylko o to, by zbadać wszystko, co było przed ślubem. Stwierdzić, czy nikt nie zawarł małżeństwa pod presją, I czy obie strony miały dojrzałą osobowość. I były świadome, na co się piszą – małżeństwo to nie tylko przyjemności, ale ciężka harówka, obowiązki i wierność aż do śmierci. Na stronie jednej z parafii, która „wyskoczyła” jako ta, która zajmuje się „duszpasterstwem trudnych małżeństw”, był kontakt do księdza, który pracuje w sądzie metropolitalnym właśnie i bierze udział jako biegły w procesach o stwierdzenie nieważności. – Dwa tygodnie później pojechałam do kościoła, w którym miał dyżurować ten ksiądz. Wątpiłam, czy go zastanę. Podejrzewałam, że to taki „dyżur” tylko w grafiku, a jak przyjadę, to pocałuję klamkę. Bo to był dyżur dwa razy w miesiącu, między godz. 18 a 20 – wspomina Anita. Budynek klasztorny przy kościele, mroczne korytarze. Na ich końcu gabinet, w którym dyżur ma mieć ksiądz – ekspert od ślubów kościelnych nieważnie zawartych. Ciemny pokój, ciemne drewno, regały aż po sufit wypełnione starymi książkami, wiele w skórzanych okładkach. Za wielkim biurkiem siedział stary, siwy ksiądz, w okularach. Zapytał, z czym przyszła. Opowiedziała całą historię małżeństwa, żaliła się na absurd, w jakim się znalazła. Na to, że mąż i teściowa postanowili się jej pozbyć. – Powiedziałam, że dostałam to chore pismo z sądu metropolitalnego, i nie wiem, co mam robić. Bo boję się, że oni zapłacą jakiemuś prawnikowi, który za kasę zrobi ze mnie wariatkę, i oprócz rozwodu efekt będzie taki, że mnie ubezwłasnowolnią, mąż zabierze mi kasę i wpakuje do psychiatryka – wspomina Anita. – Ksiądz zaczął mnie uspokajać. Zadał mi trochę pytań. Głównie o to, co było przed ślubem. Ile się znaliśmy, jak zachowywał się Wojtek, a jak jego mama. Czy z nią wtedy mieszkał, czy często miał kontakt. Rozpłakałam się i zaczęłam przypominać sobie jedna po drugiej mega przykre rzeczy. I te wszystkie chwile, gdy teściowa wbijała mi szpilę albo gdy mój mąż dowalał mi ewidentnie pod jej wpływem. Było mi wstyd, że tu ksiądz, a ja zamiast epatować chrześcijańskim miłosierdziem i wybaczeniem, zieję jadem i nienawiścią do teściowej – wspomina Anita. – Gdy się popłakałam, ksiądz podsunął mi paczkę chusteczek. Przez głowę przemknęła mi myśl, że jestem w gabinecie terapeuty, jakiegoś starego psychoanalityka w typie Freuda, nawet chciało mi się z tego śmiać – opowiada. Ksiądz przeczytał pismo z sądu metropolitalnego, oddając je jej, uśmiechnął się, powiedział, żeby się tym nie przejmowała. „To małżeństwo rzeczywiście było nieważnie zawarte. Ale nie z twojej winy dziecko. Twój mąż jest patologicznie związany ze swoją mamą. Gdyby przepracował to na terapii, byłaby dla was szansa. Ale prawdopodobnie jest tak zapatrzony w siebie i przekonany o twojej winie za rozpad waszego pożycia, że tego nie zrobi. A to on ma tak silną więź ze swoją matką, z rodziną pochodzenia, że nie jest w stanie stworzyć prawdziwej więzi z inną kobietą – z żoną. A przecież jest napisane, że mężczyzna opuści swój dom i zostawi rodziców i złączy się z kobietą tak mocno, że staną się jednym ciałem”. Dodał, że jeśli mój mąż nic z relacją z mamą nie zrobi, to jego kolejne małżeństwa też będą nieważnie zawarte – wspomina Anita. – A najlepsze było na koniec – powiedział: „Nie martw się dziecko. Dla ciebie lepiej, że się rozstaniecie. Takie związki to gehenna dla kobiet. Wiele już się podobnych historii od kobiet w tym pokoju nasłuchałem” – mówi Anita. Wspomina, że wychodząc z tego spotkania, czuła totalną ulgę, jakby dostała skrzydeł. Że pozbyła się poczucia winy za rozpad małżeństwa, bo choć widziała absurdalne zachowania teściowej, winiła się za to, że nie była wobec niej – samotnej kobiety, bardziej wyrozumiała, cierpliwa, tolerancyjna. Jaki był seks, kto zmywał naczynia Czekał ją teraz proces w sądzie metropolitalnym. – Pocieszenie starego księdza to jedno, ale zmierzenie się w sądzie z mężem, teściową, sądem kościelnym, świadkami, których, jak powiedział mi ksiądz, mój mąż będzie musiał powołać, przerażało mnie – opowiada Anita. Przesłuchiwana była w budynku sądu przez kościelnego notariusza. – Odpowiadałam na chyba ze 100 pytań! – mówi. Były choćby takie: Jak się poznali; Jak wyglądała pierwsza randka; Czy coś w zachowaniu Wojtka ją zaniepokoiło; Czy rozmawiali o tym, jak widzą wspólną przyszłość; Czy poznała jego rodzinę, przyjaciół i jakie zrobili na niej wrażenie; Czy zauważyła, żeby Wojtek miał skłonność do nałogów; Czy któreś z nich mówiło, że nie chce mieć dzieci; Czy współżyli seksualnie przed ślubem; Czy Wojtek w seksie przymuszał ją do czegoś; W jakich okolicznościach odbyły się oświadczyny; Czy zgodziła się szczerze, czy raczej czuła, że potrzebuje czasu na decyzję, ale krępowała się powiedzieć „nie”; Czy często się kłócili; Na jakim tle najczęściej wybuchały kłótnie; Czy mieszkali ze sobą przed ślubem; Jak dużo czasu spędzili ze sobą przed ślubem; Czy mieli okazję do wyjazdów, na których mogła zaobserwować, jak jej mąż zachowuje się w warunkach innych niż codzienne; Czy zachowywał się odpowiedzialnie; Czy dzielił się z nią wszystkimi obowiązkami domowymi, czy były takie, których unikał i liczył na to, że ona się nimi zajmie; Czy nie przejawiał patriarchalnych zwyczajów, czy jego poglądy nie naruszały godności kobiety; Czy rozmawiali o tym, jakie małżeństwa tworzyli ich rodzice; Czy to były podobne domy, czy przeciwnie – wyrośli w innych systemach wychowawczych; Czy mąż dużo czasu spędzał z kolegami; Ile czasu spędzał na rozrywkach, czy mu towarzyszyła, czy wolał być wtedy sam i np. godzinami grał w gry przy komputerze; Jak często widywał się ze swoją mamą; Czy zauważyłam, żeby miał skłonności do hazardu Czy mąż stosował przemoc, i czy dopuścił się przemocy przed ślubem; Czy był wobec niej agresywny werbalnie, wulgarny; Czy rozmawiali o tym, czy w małżeństwie będziemy praktykować wiarę katolicką; Czy rozmawiali o tym, ile chcą mieć dzieci, czy od razu po ślubie, czy później, a także o tym, jak chcą je wychować? – Pamiętam tylko część, było tego dużo więcej. Naprawdę, w porównaniu z tym, ile zadano mi pytań, rozwód cywilny, to krótka piłka – mówi Anita. Do tego doszło jeszcze badanie przez biegłego psychologa. Rozmawiał osobno z nią i z Wojtkiem. Inaczej niż w sądzie cywilnym, wszystkie przesłuchania odbywały się osobno. – Nie spotkałam się w sądzie ani razu z moim mężem ani ze świadkami, których powołał. Wielka ulga! Jak czytałam, co mówili o mnie, roznosiła mnie wściekłość. Ja nie powołałam żadnego świadka, bo było mi wstyd, nie chciałam mieszać w to wszystko wspólnych znajomych. Mąż próbował ich wciągnąć, odmówili. Powołał trzech świadków – dwóch kuzynów, których widziałam na oczy tylko raz – na ślubie i… swoją mamę. Oszczędzę szczegółów, jakie argumenty, totalnie żałosne i na siłę, wyciągali – mówi Anita. Rozwód w Kościele, spowiedź i aperol Wspomina tylko, że Wojtek w pozwie napisał że „żona zapomniała odebrać sukienki ślubnej z pralni, co pokazuje, że od początku ślub miała za nic, a do tego jest feministką i za nic ma obowiązki domowe, więc średnio nadaje się na żonę”. – Ucieszyłam się strasznie, bo w aktach sądowych, do których po skończeniu procesu dostałam dostęp, przeczytałam, że księża, którzy badali sprawę, napisali, że moje feministyczne poglądy nie mają tu nic do rzeczy. Miałam satysfakcję, wyobrażając sobie, jak zdziwiona była teściowa, gdy to przeczytała – mówi Anita. Wyrok zapadł taki: „Przeprowadzając instrukcję sprawy sąd przesłuchał strony oraz trzech świadków. Zasięgnięto opinii biegłego sądowego psychologa. Wyrokiem z dnia (…) została udowodniona nieważność tego małżeństwa z tytułu: niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej po stronie powoda (kan. 095 n. 3 KPK)". Anka zeznając w sądzie, powiedziała też, że prawnik męża, nie widząc jej na oczy i nie znając jej wersji wydarzeń, powiedział mężowi i teściowej, że jest w stanie załatwić stwierdzenie nieważności za pieniądze. Wkrótce po procesie Anity i Wojtka strona internetowa prawnika zniknęła. Okazało się, że został zwolniony – sąd metropolitalny nie chciał mieć z nim już nic wspólnego. – To był szok. Nigdy wcześniej ani później, ani w pracy, ani w prywatnym życiu, nie miałam takiego poczucia, że sprawiedliwość zatriumfowała – mówi Anita. – Mąż szukał na mnie haków, a księża go wyśmiali. Wiem, że nie dosłownie, ale tak się czułam – nawet tak wydawało się skostniała, patriarchalna instytucja uznała, że feminizm nie ma nic do bycia żoną, za to maminsynek nie nadaje się na męża – dodaje. Potem była impreza rozwodowa. Ale nie żadne rozwalanie tortów, topienie w muszli klozetowej obrączki czy ukręcanie głowy figurce wyobrażającej męża. – To była impreza w gronie koleżanek, dwóch najbliższych kolegów też było. Poszliśmy do jakiejś przypadkowej knajpy na Plantach. Nie miałam w sobie żadnych nienawistnych uczuć, jak wiele kobiet po rozwodzie. Czułam ulgę, wolność, poszłam nawet, dwa dni przed tym, jak zapadł wyrok, do spowiedzi. Czułam się lekko, i trochę tak, jakbym kochała cały świat. Nawet do eksmęża i teściowej miałam jakieś ciepłe uczucia. Nie tylko dlatego, że wypiłam cztery aperole. To było duchowe przeżycie, czułam się inaczej, niż po wyjściu z sądu okręgowego, gdzie musiałam oglądać, jak teściowa, wkrótce była, musztruje mojego męża, wkrótce byłego, co ma mówić na sprawie, żeby mnie pogrążyć. Teraz nawet teściowej było mi żal, że nie dała sobie szansy na ułożenie życia po śmierci męża, że zafiksowała się w roli matki, bo pewnie chciała mu po śmierci ojca zastąpić tatę i mamę. A Wojtka też było mi żal, bo mama totalnie go ubezwłasnowolniła, zrobiła sobie z niego zastępczego „męża”, partnera. A on, napędzany poczuciem winy, miotał się między miłością do mnie i do swojej mamy. *** Kilka szczegółów na prośbę bohaterki zostało zmienionych. Autorka artykułu jest też autorką wydanej niedawno książki "Oddział Zakaźny. Historie bez cenzury" o medykach walczących z pandemii. Stwierdzenie nieważności ślubów w Polsce Data utworzenia: 21 lipca 2020 17:40 To również Cię zainteresuje iv0NZ6.
  • t3l1u951ek.pages.dev/189
  • t3l1u951ek.pages.dev/348
  • t3l1u951ek.pages.dev/38
  • t3l1u951ek.pages.dev/390
  • t3l1u951ek.pages.dev/146
  • t3l1u951ek.pages.dev/332
  • t3l1u951ek.pages.dev/250
  • t3l1u951ek.pages.dev/112
  • t3l1u951ek.pages.dev/313
  • on się na męża nie nadaje tekst